Wietrzna wyspa przywitała nas sytym obiadem, para krzeseł w hotelowym ogródku i piaszczysta plaza w dystansie trzech kroków od tejże sielanki. Kwestia jakichkolwiek podróży autem i zabawy w lokalnych eksplorerow natury mieliśmy ograniczyć do wypadów na lokalne tapas. Wypoczynek absolutny, nudny i bardzo nam potrzebny.
Miedzy poniedzialkiem a niedziela. Rozmowa w urzedzie i naprawa zepsutego zegarka.
Miedzy paczkiem w lukrze, a zupa pomidorowa. Gdzies przy plastikowym ogrodowym stole pelnym jablek, odnajduje nas chwila spokoju. Bzyczenie komara, leniwe wieczory, dom prababci. Wyprawa na lody, spacery z Pepsi i figle na placu zabaw.
Morza nie było. Po naszym dywanie nie walają się muszelki, a w butach nie przywieźliśmy do domu ani jednego ziarnka piasku. Tęsknie za tandetnym magnesem na lodówkę z nadmorskiej miejscowości, bita śmietana i szlagierami spod budki z ryba.
Polskie lato pachnie pięknie, a tym piękniej się je wspomina, że jest ono dla nas tam tak krótkie. To ostatnie, zeszłoroczne, upłynęło nam na podziwianiu występów małych baletnic, zabawach z przyjaciółmi i pozowaniu do wspólnych zdjęć. A wszystko to w aurze pewnego sielskiego ogródka. (Ps.
Palec pod budkę kto lubi buszować miedzy marketowymi kramikami w poszukiwaniu smacznych kasków i fajnych drobiazgów! W sobotę, specjalnie w tym celu odwiedziliśmy Puremarkt w Amstel Parku. To taki cykliczny, lokalny spęd wszelkiego rodzaju kulinarnych czarodziejów i rękodzielników.
To był właśnie ten weekend. To o nim marzysz, kiedy kolejna kropla deszczu bębni o parapet i który wspominasz zimowa pora zakładając ciepły sweter. Dmuchany ponton, jezioro, śmiech i lody na patyku.
Wiosna się nie spieszy. Zołza, leniwie rozsiewa swój urok i raczy nas błogim ciepełkiem wyjątkowo kapryśnie. Ma muchy w nosie i ja też. Chce mi się ławki w słońcu, gołych kolan i długich wieczorów w plenerze.
Czasem fajnie pobawic sie w turyste w miejscu ktore dobrze znacie. Przewiesic aparat przez ramie, napchac brzuch slodkimi nalesnikami i pogapic sie na wiatraki. Przejsc sie ulubiona sciezka, a przy odrobinie szczescia odkryc kolejny ciekawy detal
lub bajkowy zakamarek.
Wyturlajcie sie zatem z kocykow i powitajcie wiosne w jakims fajnym miejscu. M.
Krotki filmik o naszej przygodzie w przepieknej Barcelonie, o ktorej wiecej poczytacie tu.
O tym miejscu marzylam od dawna i choc udalo nam sie tam dotrzec w deszczu, a niebo zawalone bylo chmurami – wygladalo ono bajkowo. W okregu, posrod niskich drzewek, mozna usiasc na murku i uprzyjemnic sobie dzien piknikiem. W tym dniu pogoda nie sprzyjala tlumom wiec byl to taki nasz sobotni zen pod kwiatami wisni.