Zjawiamy sie tutaj juz po zmroku i odrazu wciaga nas wir waskich uliczek. Zaulki pelne sa lokalsow ktorzy zajeci rozmowami, odpoczywaja, przycupnieci na kraweznikach i w ogrodkach malenkich kafejek. Wieczor tutaj zdaje sie nie miec konca. Pomimo tych czarujacych okolicznosci, droga do hotelu zwiastuje rodzinny kataklizm.
Goracy od slonca murek i buty pelne piachu. Lody w nadmorskiej kawiarni smakuja nawet M. Na owym murku wzdluz plazy buszuja wiewiorki, lody sciekaja na piach, a na buzi maluje sie blogi usmiech. Pokoj z widokiem na morze.
Wietrzna wyspa przywitała nas sytym obiadem, para krzeseł w hotelowym ogródku i piaszczysta plaza w dystansie trzech kroków od tejże sielanki. Kwestia jakichkolwiek podróży autem i zabawy w lokalnych eksplorerow natury mieliśmy ograniczyć do wypadów na lokalne tapas. Wypoczynek absolutny, nudny i bardzo nam potrzebny.
Wiecie jak to jest. Gdzies w srodku zimy pojawia sie pustka. Jakas dziura ktora moga wypelnic jedynie promienie slonca i kolacje do syta, niebieskie niebo, widok morza i leniwe wedrowki.
Kiedy czas do kolejnych wakacji dluzy sie niemilosiernie, za oknem dudni deszcz, a w perspektywie kolejny weekend spedzony z nosem przyklejonym do wilgotnej szyby, warto wsiasc w samolot i wyruszyc na poludnie.