Jest takie miejsce, które ukoi każde serce. Gdzie brukowane uliczki pachną czekolada, czas się nie spieszy, a każdy murek, czy kawiarniana ławka prosi cię o chwile uwagi. To Brugia. Trafiliśmy tam w pewien sierpniowy weekend, żeby przeżyć ostatnia, wakacyjna przygodę. Czar tego belgijskiego miasteczka znany był nam z opowieści już od dawna, każdy kto był, widział
i wracał – jednogłośnie uznawał Brugię za absolutny diamencik. Nie było innej rady, musieliśmy to sprawdzić !
Niska, średniowieczna zabudowa, okalające ja bluszcze i kameralne kanaliki, które można przemierzać lodkami rozkochają w sobie każdego. Miastu nadają szyku eleganckie wystawy czekolaterii, antykwariatów i sklepików z komiksami. W tych pierwszych bierzcie w ciemno truskawki w czekoladzie, trufle i nugaty. Wszystko pyszne !
W kwestii kulinarnych typów odradzamy frytki z budki na głównym placu miasta, na własne oczy widzieliśmy, jak wysypują je wprost z fabrycznego worka 🙈. Polecamy za to wybór piw w lokalnych knajpach, a Max poleca hot dogi ! Te ostatnie zdają się być wszędzie tak samo dla niego smaczne.
Milosnicy dzieciecego designu, znajda w Brugii pare perelek. Mnie urzekl kameralny conceptmstore dla dzieciakow Luna Bloom. Ogrom pieknosci od Bobo Choses i stanowczo za duzo autek. Dwa wrocily z Maxem do Amsterdamu 😉
Jeśli o poranku najdzie was ochota na świeża rybkę, uderzcie na plac rybny (Vismarkt), w południe można tam zakręcić biodrem w rytm salsy, a wieczorem napić się wina i dać wytchnienie zmęczonym nogom na jednym z betonowych stołów. Brzmi jak bajka ? I nią jest. No prawie.. a na pewno będzie jeśli wynajmiecie odpowiedni hotel, bo w tym właśnie miejscu pojawia sie zgrzyt.
Nasz hotel, miejsce na pierwszy rzut oka czarujące, zlokalizowane na uliczce odchodzącej od placu głównego, okazało się być owa rysa na tym idyllicznym flamandzkim obrazku. Gdzieś pomiędzy jednym, a drugim kieliszkiem winna pitym na tym właśnie placyku, wyrwał nas z sielanki, około godziny 24 telefon. Nieumundurowana belgijska policja, właśnie legitymowała w hotelu nasze dzieci. Wiele nie myśląc, w 3 minuty znaleźliśmy się na miejscu, gdzie 3 tajniaków mgliście wytłumaczyło nam pretekst tej niespodziewanej wizyty. Okazało się, ze hotelowa brama jest otwarta cala noc, przy czym hotelowa recepcja zamykana jest dość wcześnie, w rezultacie, każdy kto chce może wejść na teren hoteliku. Bosko. Koniec końców wieczór zakończyliśmy w przytulnym barze dla gejów, pod hotelowym balkonem, a jako rekompensatę do Amsterdamu przywieźliśmy dwa kieliszki do chardonnay które absolutnie przypadkiem z owego placu donieśliśmy do hotelu. Na pamiątkę.
Kryminalny dreszczyk w tym przepięknym miasteczku wpisuje się w klasykę, bo to właśnie Brugię Colin Farrell zwiedza by później w niej strzelać.