Travel

In the land of windmils

Czasem fajnie pobawic sie w turyste w miejscu ktore dobrze znacie. Przewiesic aparat przez ramie, napchac brzuch slodkimi nalesnikami i pogapic sie na wiatraki. Przejsc sie ulubiona sciezka, a  przy odrobinie szczescia odkryc kolejny ciekawy detal
lub bajkowy zakamarek.

Wyturlajcie sie zatem z kocykow i powitajcie wiosne w jakims fajnym miejscu. M.

52 weeks

3,4,5,6,7,8 & 9 of 52 weeks

Portety M. z siedmiu zimowych tygodni.  Jeden na kazdy tydzien, co tydzien w 2017.
Gdzies pomiedzy sniadaniem w biegu, jazda na rowerze we wczesnowiosennym deszczu, sprzatniem blota naniesionego do domu po karmieniu ptakow w parku – w aparacie, ktory zawsze jest gdzies pod reka – zachowalo sie siedem laurek z kazdego minionego tygodnia.
3/52 Wcinajac croissanty w bajkowiej Barcelonie.

Travel

Chasing sun in Barcelona

Wiecie jak to jest. Gdzies w srodku zimy pojawia sie pustka. Jakas dziura ktora moga wypelnic jedynie promienie slonca i kolacje do syta, niebieskie niebo, widok morza i leniwe wedrowki.
Kiedy czas do kolejnych wakacji dluzy sie  niemilosiernie, za oknem dudni deszcz, a w perspektywie kolejny weekend spedzony z nosem przyklejonym do wilgotnej szyby, warto wsiasc w samolot i wyruszyc na poludnie.

52 weeks

2/52

Sobota. Czas na milosc. Mokre stopy wsuniete pod cieply koc. Poranne przytulanki.
Dzis przez chwile za oknami bylo naprawde bialo.
.Picture of my younger son, once a week, every week in 2017.

52 weeks

1/52

Pierwsze tygodnie stycznia minely blyskawicznie. Aparat z noworocznego, zimowego snu przebudzil sie tylko raz, aby uwiecznic wesola buzie Maxa pirata. Plan jest taki, ze to pierwszy z 52 portretow M. jeden co tydzien i tak do konca 2017.