Zjawiamy sie tutaj juz po zmroku i odrazu wciaga nas wir waskich uliczek. Zaulki pelne sa lokalsow ktorzy zajeci rozmowami, odpoczywaja, przycupnieci na kraweznikach i w ogrodkach malenkich kafejek. Wieczor tutaj zdaje sie nie miec konca. Pomimo tych czarujacych okolicznosci, droga do hotelu zwiastuje rodzinny kataklizm.
Pokoj z widokimem na spokoj.
Drobne przyjemnosci
Pare talizmanow z targu staroci w pieknym Maastricht.
Wigilia na plazy, ktora kojarzysz z tropikalnej pocztowki. Zanurzasz glowe w slonej wodzie, a tam lawica rybek niemal laskocze twoje dlonie. Slonce i deszcz ktory spadl w srodku dnia i zaraz paruje na skorze. Przydrozne bary pelne lokalsow pijacych zimne piwo i wszedobyslkie stada bezdomnych pisakow. Zycie na wyspie, ktorej rytm jest bezpieczy i jednostajny caly rok. Nigdy niekonczace sie lato.
Tego lata poznalismy Karolka..
a M. pozujac do zdjec z wiatrowka, ku rozpaczy ojca bezpowrotnie ja porysowal..
W miedzy czasie nawiazywalismy nowe przyjaznie..
a po godzinach pozowalismy na osiedlowych twardzieli..
Czas pedzi. Wyczesuje piach z wlosow i przypominam sobie rzad domkow przy plazy. Lipiec, rok przeszly. Ostatnia wizyta nad morzem potargala grzywke, sypala piachem w oczy i ten lipcowy spokoj wydal sie zupelnie nierealny. To co w morzu jest dziwnego, to to ze z minuty na minute zmienia sie tam krajobraz. Prosty horyzont, zimne fale i ogromne niebo wiszace na glowa.
Goracy od slonca murek i buty pelne piachu. Lody w nadmorskiej kawiarni smakuja nawet M. Na owym murku wzdluz plazy buszuja wiewiorki, lody sciekaja na piach, a na buzi maluje sie blogi usmiech. Pokoj z widokiem na morze.
Wietrzna wyspa przywitała nas sytym obiadem, para krzeseł w hotelowym ogródku i piaszczysta plaza w dystansie trzech kroków od tejże sielanki. Kwestia jakichkolwiek podróży autem i zabawy w lokalnych eksplorerow natury mieliśmy ograniczyć do wypadów na lokalne tapas. Wypoczynek absolutny, nudny i bardzo nam potrzebny.