Czasem tak bywa, ze w każdej głowie, a bywa ze i w tej najmniejszej, strach miesza się z radością, a fascynacja która smakuje pysznie, pozostawia po sobie gorzki posmak. Tak po krotce można opisać ogrom wrażeń jakie niesie z sobą dla M. wizyta w wesolym miasteczku. Z początku zalewa nas lukier, chcemy być wszedzie, wszędzie zajrzeć i wszystkiego spróbować. I tak mniej więcej do momentu w którym na naszej drodze staje dom strachów. Pamiętajcie, jedyny sposób aby minąć go nie narażając życia to zatkanie uszu i zaciśniecie oczu. Działa. Potem bywa rożnie, możne się zdążyć ze wymarzona karuzela gna zdecydowanie za szybko, albo ze ktoś tuz przed nami wskoczył w wyczekiwane strażackie auto. Ach zycie. Na szczęście zawsze można zjeść hot-doga, a nawet dwa i posłać tym fantastycznym, kulinarnym akcentem w diabły wszystkie strachy i duchy ! Sprawdzone. Działa. 1-0 dla Maxa. Zapraszamy na hot-dogi do Amsterdamu 🙂