Wiecie jak to jest. Gdzies w srodku zimy pojawia sie pustka. Jakas dziura ktora moga wypelnic jedynie promienie slonca i kolacje do syta, niebieskie niebo, widok morza i leniwe wedrowki.
Kiedy czas do kolejnych wakacji dluzy sie niemilosiernie, za oknem dudni deszcz, a w perspektywie kolejny weekend spedzony z nosem przyklejonym do wilgotnej szyby, warto wsiasc w samolot i wyruszyc na poludnie. My zrzucilismy kalosze i w doslownie dwie godziny znalezlismy sie w bajkowej Barcelonie, miescie fantastycznych kamieniczek, sangrii i przepysznych tapas.
Kto nie kocha sweater weather ? Luty w Katalonii okazal sie na tyle laskawy, ze z przyjemnoscia mozna bylo wypic coca-cole na balkoniku z widokiem na Ramblas, przycupnac na kawe w przygodnej kawiarni i pospacerowac ku kolejnym przygodom.
A tych, jesli nie ogranicza was mocno czas mozna przezyc tutaj naprawde wiele. Miasto jest absolutnie przepiekne, spacerujac czuje sie fantastyczna przestrzen, ulice sa niezwykle przestronne, a wiekszosc kamienic w porownaniu do tych w Amsterdamie wydaje sie byc gigantyczna. Wyjatek stanowila Barceloneta, ktora okazala sie przytulnym skarbem na mapie miasta, pelnym czarujacych knajpek, balkonow z suszaca sie bielizna i urokliwych zaulkow ktore kusily zapachem lokalnych przysmakow. Tak. Hiszpanska kuchnia skradla nasze serca. Empanadas z lokalych piekarni smakowaly bosko, takoz i czekoladowe croissanty polecone nam przez urocza hiszpanke w kolejce po chleb. I choc nie upolowalismy bulki z kalamarami o ktorej pisali w przewodnikach i zaliczylismy kulinarna wpadke w tapas barze prowadzonym przez rodowitego Chinczyka, to nasze podniebienia wspominaja Barcelone z olbrzymim zadowoleniem.
W drodze na plaze zrobicie frajde maluchom zabierajac je do Eyescreamandfriends. Pyszne lody w wydaniu potwornym byly super atrakcja. Do wyboru jako dadatki do lodowej buzki, mozna wybrac z dlugiej listy: zelki, czekolade czy polewe truskawkowa. Bylo pysznie.
Najwiecej slonca trafilo nam sie na plazy. Niebieskie niebo i palmy, ktore Max nazwal dzungla byly chyba tym czego w srodku holenderskiej zimy potrzebowalismy najbardziej. Tutaj tez nie mozna sie nudzic. Popisy gimnastyczne, deskorolkowe piruety, czy leniwa kontemplacja morza w towarzystwie mojito, mokre stopy i zamki z piasku.
Ciskanie kamykow do wody wydalo sie byc niekonczaca sie frajda malego rozbojnika. Podczas gdy frajda tych wiekszych bylo probowanie lokalnych pysznosci popijanych zimnym piwem.
Jesli marzy wam sie hiszpanska kuchnia w pigulce to koniecznie zajrzyjcie na lokalny bazar – Mercado de la Boqueria. Swieze malze, stoly pelne owocow, prazonych orzechow, ser w papierowych tutkach czy grilowane langustynki, tutaj znajdziecie wszystko. My myszkowalismy wsrod stoisk z owocami i pysznymi czekoladkami.
Dwa dni w Barcelonie to zdecydowanie za malo. Na liscie typowo turystycznym miejsc mielismy zatem tylko Sagrade Familie. Kiedy juz nacieszycie oczy widokiem tej monumentalnej budwoli zlapcie oddech na lawce w pareczku obok. Max pewnie nie bedzie pamietal dziela Gaudiego, ale o tym,ze motyl usiadl mu na ramieniu w tymze parku, z mega usmiechem na twarzy opowiada do dzis.
Nasza podroz skonczyla sie karmieniem golebi na Placa Catalunya, ostatnim leniwym przystanku przed gonitwa na lotnisko. Jesli cztery osoby, dwie dorosle i dwie prawie dorosle sa w stanie przegapic wlasciwy terminal i lot do domu, to wlasnie my. Uratowal nas sprytny i przedsiebiorczy taksowkarz, kasujac fortune na krotki kurs, ale dzieki niemu zdazylismy na samolot.
Bylo pieknie choc krotko, dlatego planujemy szybki powrot po wiecej ! Krotka filmowa relacja do obejrzenia tu !
Pingback: Our trip to Barcelona | the movie - Oh Snap !()